Hiszpania - Costa Del Sol - Fuengirola - 27.05.2017 - 05.06.2017
Nasz wyjazd rozpoczęliśmy dzień wcześniej jazdą do Warszawy. Tam w Hoteliku Jankowscy przespaliśmy się i o 5:00 rano zostawiliśmy samochód na postoju nr 54. Liniami Enterair o 7:40 wylecieliśmy do Malagi. Lot wyjątkowo spokojny lecieliśmy 3,5 godziny. Autobusem z TUI po około 1 godzinie dotarliśmy do 10 piętrowego budynku o nazwie Hotel Gardenia Park.
Pokój z numerem 420 był ładny z balkonem w stronę morza. Nie było lodówki (był "All inclusive"). Sejf trzeba zapłacić, my nie korzystaliśmy niby co by mieli zabrać?. Telewizor duży płaski, brak polskich programów.
Do plaży mieliśmy bardzo blisko tak że można było po piwo chodzić do hotelu. Można było wykupić za 10 EURO za dwa leżaki na cały dzień. Piasek drobny jak nad Bałtykiem ale w południe gorący że aż stopy parzyło. Bardzo dużo muszelek morze wyrzucało ma plażę w niektórych miejscach. Woda przeźroczysta a dno piaszczyste, choć temperatura wody dość niska, duży wpływ oceanu. Na plaży czysto, nie znajdowało się petów czy innych rzeczy zakopanych w pisaku. Plażą można było iść w jedną lub w drugą stronę godzinami.
Nasz hotel stał na skraju miejscowości Fuengirola. Idąc na zachód plażą lub nadmorską promenadą w niecałą godzinę dochodziło się do centrum. W centrum trochę więcej sklepików i port jachtowy, oczywiście wzdłuż promenady też sklepy (najwięcej chińskich) i kafejki i restauracje. Na wschód była miejscowość Benalmadena do której było dość daleko.
Wycieczka do Sevilli. Miasto które jest stolicą Andaluzji i najbardziej słonecznym miastem Hiszpanii, 350 dni w roku świeci słońce. Temperatura w lecie dochodzi do 50 st. a zimą około 15 st. Jadąc do Sevilli koło miejscowości Anteqera mijaliśmy górę "Rock of Lovers", legenda głosi o samobójstwie pary kochanków na tej górze. W Sevilli rozpoczęliśmy zwiedzanie od Placu Hiszpańskiego, znajdują się tu na ścianach porcelanowe płyty przedstawiające 48 prowincji hiszpańskich, jedna z nich to Barcelona. Potem zwiedzaliśmy Barrio de Santa Cruz starą dzielnicę żydowska, uliczki mają szerokość 2-3 metrów powoduje to że panuje tu cień. Kościół Iglesia del Salvador (Boskiego Zbawiciela) był następnym miejscem zwiedzania, bardzo mi się podobał ten barokowy kościół, bardziej niż katedra Marii Panny. To tu stoją platformy ze srebra które są noszone prze kilkudziesięciu mężczyzn podczas procesji, które często wychodzą na ulice i to nawet 30 procesji w jednym czasie. Idąc ulicami miasta mijamy liczne sklepiki gdzie można kupić różne rzeczy związane z flamenco. Katedra Najświętszej Marii Panny z XV wieku to jeden z największych gotyckich kościołów na świecie. Powstał na miejscu meczetu a wieża (dzwonnica) została przerobiona z minaretu zwana Giraldą. Katedra zachwyciła mnie tylko swą wielkością, wystrój już tak nie zachwyca. Jest tu grób Krzysztofa Kolumba (ponoć udokumentowane jest tylko 150 gramów jego ciała). Ołtarz (18,2 m szer. i 27,8 m wys.) wykonany z drzewa orzechowca, kasztanowca i modrzewia pokryty złoceniami i obejmujący 45 grup figur. Wejście na Giraldę (dzwonnicę) to pokonanie 34 platform wewnątrz wieży. Po platformach wjeżdżało się konno w dawnych czasach. Widok ? - tylko patrzeć cała Sevilla do ogarnięcia okiem. Następnie przejeżdżając obok Złotej Wierzy przeszliśmy przez dawną królewską fabrykę cygar (operą Carmen) obecnie siedziba uniwersytetu.
Wycieczka na Gibraltar. Góra, miasto, mała część Półwyspu Iberyjskiego o powierzchni około 6,5 km2 - terytorium brytyjskie. Przekraczaliśmy granicę by tam dojechać. Droga wiodła w poprzek pasa startowego lotniska, droga zamykana na czas startu lub lądowania samolotów. To tu, wystartował i spadł do morza samolot z generałem Władysławem Sikorskim na pokładzie w 1943 r. Pobyt na Gibraltarze rozpoczęliśmy spacerem i odwiedzaniem sklepików głównej ulicy "Main St", dla kobiet to superowe zajęcie. Potem małymi busami pojechaliśmy na górę, po drodze oglądając wodospad wypływający ze skały, jest to sztuczny wodospad, powstał na skutek odsalania wody. Na Europa Point obserwowaliśmy Afrykę bo można ją zobaczyć ale przejrzystość powietrza nie była dobra i musieliśmy naszej przewodniczce Zuzi uwierzyć na słowo że Afryka jest widoczna (16 km). Na Europa Point znajduje się pomnik poświęcony pamięci Sikorskiego, jest tu śmigło z samolotu, widać na nim skutki upadku do wody. Następnie dojechaliśmy bardzo wąskimi drogami do jaskini Św. Michała i tu przed wejściem spotkaliśmy małpy które na Gibraltarze żyją na wolności i można z nimi zrobić sobie np. zdjęcie. Małpy magoty około 250 sztuk są pod ochroną władz gibraltarskich, mają opiekę medyczna, są karmione i mają pełną opiekę. Choć dla ludzi nie stanowią zagrożenia to trzeba przestrzegać podstawowych zasad bezpieczeństwa, np. nie podchodzić do nich od tyłu, nie mieć na sobie świecidełek bo mogą zerwać (kolczyki), torebki lubią porywać i przeglądać. Spotkanie z nimi to naprawdę wielkie przeżycie i doświadczenie. Jaskinia pięknie oświetlona, formacje naciekowa są naprawdę wspaniałe, akustyka spowodowała że odbywają się tu koncerty. Potem podjechaliśmy do miejsca gdzie małpy są karmione i tu rozciągał się wspaniały widok na miasto i port oraz budynki w szeregówce wybudowane na platformie która podnosi się i opada w zależności od poziomu morza.
Malaga. Kolejka podobna do metra łączy Fuengirolę z Malagą. Czas przejazdu to 40 min. a koszt 2,5 EURO od osoby. Wybraliśmy się do Malagi z przyjaciółmi poznanymi w hotelu. Ania z Marcinem, Aneta z Sebastianem i Martyną, Włodek z żoną no i my poszliśmy na górę z murami obronnymi zamku Gibralfaro. Mury i pozostałości po zamku znajdują sie na wysokości 131 m.n.p.m. Widok na Malagę i port jest wspaniały, warto było wspinać się w upale na górę. Włodek z żoną odłączyli się i poszli zwiedzać Alcazaba, też zamek położony trochę niżej ale lepiej zachowany. My zeszliśmy na dół i poszliśmy do areny corridy ale mieliśmy pecha - zamknięta - obeszliśmy dookoła i na tym nasza corrida się skończyła. Potem była katedra zwana La Manquita "jednoręka dama" zbudowana w XVI wieku. Bardzo nam się podobała choć zwiedzanie musieliśmy ograniczyć czasowo bo były odprawiane Msze Św. bo to była niedziela. Znajomi bardzo chcieli iść na diabelski młyn a my nie, dlatego my na piwo i kawę a oni na przejażdżkę. A potem poszliśmy do portu, chyba ze sto straganów z różnymi rzeczami. Moja Krysi kupiła jakąś bluzeczkę i bransoletkę. Wracając poszliśmy przepięknym parkiem z różnymi roślinami.
Powrót. O 9:35 autobus TUI zabrał na z hotelu. a prze 13:00 liniami Enterair wylecieliśmy do Warszawy. Powrót nie był tak spokojny jak przylot. Po pół godzinie lotu ostrzeżenie, że będą turbulencje i trzeba zapiąć pasy. Przez dwie godziny telepało. O 16:15 wylądowaliśmy w Warszawie. Długo czekaliśmy na bagaże, samochód z parkingu przyjechał po nas i o 18:00 już własnym samochodem ruszyliśmy do domu, jedząc po drodze obiad. O 23:45 przywitał nas nasz pies Nikulec.