Wyjazd do Chorwacji - Tisno 26.07 - 05.08.2007

Wyjazd mieliśmy 26.07.2007 z Dworca Autobusowego w Krakowie. Biuro Podróży "Skarpa" podstawiła autokary o godzinie 8:30, a o 9:00 siedząc w wygodnych fotelach rozpoczęliśmy naszą podróż. Noc spędzona w autokarze nie należy do przyjemnych ale mając na myśli pobyt w ciepłym kraju jakim jest Chorwacja idzie wytrzymać. Rano kierując się ciągle na stolicę Chorwacką Zadar przekroczyliśmy granicę i pędząc autostradą z szybkością 100 km/h piękną obwodnicą minęliśmy Zadar. W miejscowości Karlowacz zjechaliśmy z autostrady kierując się drogą która prowadzi obok Plitwickich Jezior. Zjazd z autostrady był podyktowany korkami samochodów jakie tworzyły się w szczycie wakacyjnym. Niestety jadąc nie autostradą byliśmy narażeni na piękne widoki jak i strach przed serpentynami i przepaściami. Oczywiście - jak w Polsce rozgłaszały media - napotkaliśmy palące się trawy i niskie drzewa.

 

Zostaliśmy zakwaterowani w hotelu "Borovik" w mieście Tisno. Jest to jedyny hotel w okolicy. Właścicielem jest prywatna osoba od trzech pokoleń. Był to budynek (dwa budynki połączone między sobą) z dziedzińcem na którym stał basen w kształcie okręgu. Oczywiście bufet i pizzeria w którym można było sobie zamówić różne frykasy, począwszy od wody przez piwo, wino i wódki. Pokoje dwuosobowe mieliśmy przyzwoite. Telewizor, telefon, wentylator, łazienka z prysznicem i płatna lodówka były na wyposażeniu każdego pokoju. Brak klimatyzacji trochę doskwierał ale to właśnie po to ciepło tu przyjechaliśmy. Oczywiście hotel dysponował pokojami z klimatyzacją ale były droższe. Stołówka na dole składała się z dwóch sal. Szwedzki stół na śniadanie oferował prawie wszystko, sery, dżemy, płatki różnego typu, wędlina, owoce, pomidory, sałatki czego tam nie było? oczywiście kawa, herbata, soki. Obiadokolacje też były w formie szwedzkiego stołu. Zupa (jucha po chorwacku) była jedna ale drugie dania przeróżne - mięsa, ryby, sosy, makarony, nawet była specjalność zakładu - "Mussaka". Wyżywienie oceniam na pięć. Kilka razy na obiadokolacji była muzyka wykonywana na gitarach.

Plaże w Chorwacji są kamieniste, myślę że już każdy o ty wie. Około pół kilometra od hotelu mieliśmy plaże hotelową choć hotel był usytuowany przy samym morzu. Była ona czysta zadbana wysypana kamyczkiem po którym można było nawet chodzić bez obuwia. Niestety w morzu były jeżowce i wejście do wody bez obuwia było nie wskazane (myśmy nie wchodzili do wody tylko pływali a wiadomo że jeżowce są na dnie morza i nie stanowią zagrożenie dla tych co pływają). Były jeszcze inne plaże. Jedna była wysypana kamykiem okrągłym a jedna nie była wysypywana żadnym kamykiem (tam było najwięcej jeżowców), a była jeszcze dla lubiących się opalać w stroju Adama i Ewy, była na uboczu z dużymi skalnymi głazami co sprzyjało opalaniu się na golasa.

Tisno jest jedną z miejscowości położonych na wyspie Murter. Miasteczko typowo wypoczynkowe (prawdopodobnie posiada tylko 1500 mieszkańców). W Tisno jest zwodzony most który łączy wyspę z lądem. Jest on podnoszony dwa razy na dobę o 9:00 i 17:00. Wówczas ruch drogowy zamiera na pół godziny a do akcji wkraczają jachty statki i motorówki. Chcieliśmy zwiedzaliśmy stary kościół św. Andrzeja ale był zamknięty ale widoki które można było zobaczyć z góry na której on stoi są przepięknie.

W niedzielę byliśmy na Mszy św. w kościele zwanym "Gospe od Karavaja". Jest on na wysokiej górze a droga która do niego prowadzi jest bardzo stroma i wzdłuż niej są stacje Drogi Krzyżowej. Na mszy zrozumieliśmy prawie wszystko co ksiądz mówił. Chorwaci wykonywali śpiewy bez organów w formie dwugłosowych śpiewów chóralnych. Prawdopodobnie obraz główny w ołtarzu był namalowany przez artystę o nazwisku Karavaj. Wracając ze Mszy św. poszliśmy inną drogą. Schody którymi schodziliśmy ciągły się aż do samego morza a było ich 340.

Widoki jakie można zobaczyć w Chorwacji są przepiękne. Krystalicznie czysta woda w morzu, tysiące wysepek i zatoczek oraz skaliste wybrzeże zwiększa odczucia wizualne. Wieczorami spacerowaliśmy i słuchaliśmy cykad które nieprzerwanie grają na swych skrzypeczkach.

W jeden dzień wybraliśmy się do miasta Szibenik położonym 80 km od Tisno. Pojechaliśmy tam autobusem miejskim (troszeczkę był spóźniony tylko 40 min.). Jechaliśmy przez most długości 300 metrów. Katedra Sw. Jakuba jest bardzo stara świątynią, zbudowaną z kamienia co daje w środku poczucie spokoju i cichości. Po spędzeniu kilku chwil na modlitwie i oglądaniu świątyni, zapaliliśmy świecę i wyszliśmy kierując się na mury św. Anny. Miasto Szibenik położone nad brzegiem morza rozbudowywało się na stoku góry. Uliczki starego miasta są bardzo wąskie bardzo często dostosowane tylko dla pieszych gdyż posiadają schody. Idąc w górę mieliśmy wrażenie, że idziemy jakimiś korytarzami. Mury a raczej pozostałości po murach leżą w najwyższym punkcie miasta i widoki jakie tam zobaczyliśmy zapierają dech w piersiach. Trudno to opisach to trzeba zobaczyć. Spacer ponad samym wybrzeżem i obejrzenie tak wielu jachtów i innych pływających łódek sprawiło nam wielką frajdę. Po uzupełnieniu energii (byliśmy na pizzy) i kupieniu kilku pamiątek wróciliśmy do Tisno starym ale już nie spóźnionym autobusem.

Zrobiliśmy sobie też wycieczkę po wyspie Murter. Pojechaliśmy do miasta Murter położonym na drugim brzegu wyspy. Chcieliśmy poplażować na plaży piaszczystej - tam taka była. Wielkie było nasze rozczarowanie jak się okazało, że plaża nie jest piaszczysta tylko kamienista a raczej skalista. Piasek był ale około 20 metrów od linii brzegowej w głąb morza. Woda była dość chłodna bo było to otwarte morze nie ograniczone wyspami jak w Tisno. Nie długo zabawiliśmy na piaszczystej plaży woleliśmy wrócić do Tisno i na naszej hotelowej plaży wygodnie poleżeć na łupanym kamyczku.

No i nadszedł dzień powrotu. Trzeba było sie pożegnać z nurkiem (stał w recepcji i namawiał na nurkowanie). Wykwaterowanie nastąpiło o 10:00. Zostawiliśmy bagaże w recepcji i jeszcze poszliśmy zaczerpnąć ciepełka i słoneczka na plaży. O godzinie 20:00 autokar z "Skarpy" zabrał nas do domu. Wracaliśmy autostradą (nie było już korków) na Węgrzech było już różnie ale większość nie były to autostrady. Słowacja pokazała nam jeszcze kilka pięknych widoków i tablicę "Kraków 102". Byliśmy w domu o godzinie 18:00 5 sierpnia 2007r. Były wczasy i już się skończyły, czas myśleć o następnych - wszyscy którzy czytacie te moje bazgrały też myślcie o wyjazdach bo miło jest gdzieś pojechać i coś zobaczyć. Pozdrawiam i szerokiej drogi.